sobota, 24 września 2011

It's donuts time! :)

Donutsy to zwyczajnie oponki, jasne. Ale mi nazwa "donuts"  od zawsze wcale się nie kojarzyła z tymi naszymi rodzimymi oponkami, o nie. Oponkę pamiętam ze sklepiku szkolnego w podstawówce jako tłustego pączka z obleśnym klejącym się, białym lukrem, nad którym grasowało stado os. O. Natomiast donuts kojarzy mi się z pięknie ozdobionym i kolorowym ... no, no... donutsem, bo nawet słowo pączek mi tu nie pasuje ;D W pewnym sensie sprawa wygląda podobnie jak z muffinami czy cupcake'ami . Mogą być dosłownie dziełem sztuki.
A mnie oprócz tego dodatkowo cieszy, że mogłam je zrobić oczywiście w wersji wegańskiej :) Z poniżej podanego przepisu wyszło ok. 30 sztuk donutsów, ale uwaga! zrobiłam takie mini wersje. Miały średnicę ok. 5 cm. Następnym razem chcę zrobić takie prawdziwe, duże i wtedy, aby wyszła ich co najmniej taka sama ilość trzeba będzie na pewno podwoić lub nawet potroić proporcje :) 
Jednak ja z rodzinką spokojnie spędziłam nad tą słodką przekąską dwa wieczory  :)
Więc oto i przepis !

500 gram mąki
100 gram cukru
125 ml letniej wody
125 ml mleka roślinnego
1 łyżeczka soli
1 paczka suchych drożdży lub 2,5 dag swieżych
8 łyżek oleju
1l oleju do smażenia

Drożdże rozpuścić w letniej wodzie i wymieszać z mlekiem, olejem, cukrem i solą. Powoli dodawać mąkę i mieszać. Zagnieść gładkie ciasto i zostawić do wyrośnięcia na około 45 minut. Uformować donutsy ( ja robiłam to formując kulę, a potem wciskając w nią dziurę). Pozostawić uformowane znowu około 20 minut do wyrośnięcia. Smażyć z obu stron w głębokim oleju, który oczywiście należy przedtem dobrze rozgrzać w garnku!

I... gotowe :) Następnie ozdabiamy je według uznania, chociażby po prostu obtaczając je w cukrze pudrze.

Ja zrobiłam lukier na bazie soku z połówki limonki, który zabarwiłam kilkoma kroplami soku z buraka i posypałam posypką czekoladową.
A oto i efekt! :)







A do tego na szybko zrobiłam gęste mleko ryżowe zmiksowane z garścią malin :)  Po prostu gotujemy szklankę ryżu i miksujemy z czterema szklankami wody. Ryż powinien być moim zdaniem nieco rozgotowany, aby mleko było jednolite i ziarenka ryżu nie były wyczuwalne. Pijemy tak albo dodajemy np.  troszkę ekstraktu z wanilii, cukru waniliowego lub cynamonowego, zwykłego cukru trzcinowego lub owoców. Zależy co chcemy z nim zrobić:)


A takie różowe kolacje mogłabym jeść częściej ! :D






niedziela, 18 września 2011

start! :)

Długo nosiłam w sobie myśl założenia bloga o charakterze głównie kulinarnym, a dokładniej wegańskim. Gotowania tak naprawdę nauczyłam się około 5-6 lat temu, gdy z całą rodzinką postanowiliśmy przejść na wegetarianizm. Od tamtej chwili wiele się zmieniło, ja się zmieniłam,  poznałam wielu ludzi, wiele miejsc i dzięki pewnej, nadal bliskiej memu sercu osóbce, poznałam czym jest ... weganizm :) Odtąd wiedziałam, że chcę żyć wegańsko i choć na początku bywały z tym problemy natury rodzinnej i jakoś tak koślawo mi to wychodziło i balansowałam między stancją (vegan) i domem (półvegan) :p  W końcu jednak wyrzuty sumienia i jakieś takie wewnętrzne niespełnienie doprowadziły do domowego buntu ostatecznego i jakiś  czas temu w końcu udało mi się przebić ;) Choć była to też po części zasługa pewnego niemieckiego lekarza, u którego leczy się moja mama i który bardzo pochwalał dietę wegańską. ha! :D W każdym razie od wtedy czuję się naprawdę w stu procentach szczęśliwa i spełniona! Wiem, że mogę żyć szczęśliwie i bez wielkich wyrzeczeń nie krzywdząc zupełnie nikogo. Co więcej uwielbiam zaskakiwać ludzi tym, że wegańskie jedzenie może być pyszne i piękne. Ale tak naprawdę pewnie nie powiem tu nic nowego niż inni weganie :) Aczkolwiek fakt, że takich ludzi jest coraz więcej jest kolejną rzeczą, która wywołuje uśmiech.
Jako, że jestem osobą z czasami tak zwanym słomianym zapałem i z tego też powodu założenie bloga odkładałam na później, tak aby była to przemyślana decyzja, życzę sobie z całego serca, aby rozwijał się on w najlepsze!
Cóż... ale czas pokaże :)
W tym miejscu chciałabym też serdecznie podziękować wszystkim vegan blogerom i blogerkom, którzy stali się inspiracją dla założenia tego bloga  i których przepisy zapewne nie raz będę testować :D


GO VEGAN!  
... oczywiście ;)




Ach... i żeby było też pierwsze zdjęcie, to przedstawiam wam wczorajsze ciacho śliwkowe, którym udało mi się trochę bardziej przekonać pewnego członka rodziny do tych pysznych owoców :)


Widać tutaj też kapkę śmietany sojowej własnej roboty.  Na początku wydawała się okej, a potem nagle się rozrzedziła ... No i jak na mój gust za tłusta wyszła. Popracuję nad tym jeszcze jutro jak mi się uda :) Ale mimo wszystko trzeba przyznać, że smakowo idealnie pasowała do ciacha i nawet gdyby sprawa z konsystencją się nie udała, to pewnie ją powtórzę :)