czwartek, 8 grudnia 2011

Żadne rewolucyjne, ale pyszne i najulubieńsze BROWNIE! :))

Uwielbiam gotować dla znajomych! Szczególnie, gdy mogę sobie na to zaplanować czas. A radość, gdy widzę, że moim gościom smakują wegańskie słodkości i inne dania, jest wprost nie do opisania :)
Ogólnie uważam, że gotowanie i częstowanie ludzi wegańskim/wegetariańskim żarełkiem jest chyba najbardziej efektowną formą tak zwanej wege propagandy. Gdy pokażesz ludziom, że nie musisz się specjalnie wysilać i cierpieć będąc wege, to zaczną się nad tym zastanawiać, gdyż nagle wszystkie, tak powszechne, stereotypy o głodującym wegetarianinie się posypią. I o to chodzi :)
Jestem niesamowicie dumna, gdy widzę osobę, do której decyzji o przejściu na wegetarianizm choć trochę się przyczyniłam :)

W każdym razie wracając do tematu postu... wegańskie brownie jest ciastem, które przekona chyba każdego.Jest absolutnym przeciwieństwem tego, jak ludzie sobie wyobrażają wegańskie ciasto (pod warunkiem, że wiedzą już w ogóle na czym weganizm polega:)
 I tak też ostatnio przyszło do mnie kilka przyjaciółek i ich znajomi i znowu było wielkie zdziwienie, że "jaaaak to?! bez jajek?! ... nie noo... i bez mleka?! ale jak to?! Ale przecież to takie smaczne, więc jak to możliwe?".
Tak. Uwielbiam ten potok słów i ten moment ;D

No to przepis!

Przygotujcie:

-2,5 tabliczki gorzkiej czekolady (patrzcie na skład! Niestety nie każda gorzka=wegańska)
-szklanka oleju
-ok. szklanki cukru
-3 banany
-0,5 szklanki mleka sojowego waniliowego
-1,5 szklanki mleka
- kilka łyżek dżemu

Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej, czyli jeden garnek z wodą stoi na ogniu, a w nim rondelek z czekoladą i odrobiną oleju.
Rozgniatamy banany i łączymy je z mlekiem i cukrem.
Dodajemy ostudzoną czekoladę i mieszamy do uzyskania jednolitej konsystencji.
Następnie dodajemy mąkę, dobrze mieszamy i na koniec dżem.
Jeżeli ktoś lubi to można oczywiście dorzucić jakieś rodzynki lub/i orzechy.
Ciasto wylewamy do,wysmarowanej i posypanej bułką tartą, formy i pieczemy w 200ºC 35-45 minut.

Do mojego brownie przyrządziłam jeszcze sos budyniowy. Robimy go z normalnego budyniu z paczki, z tym, że dodajemy zamiast 500ml mleka sojowego 700-800ml do 1l , w zależności jak rzadki sos chcemy uzyskać. Pychotka! :)

Mój vegan poczęstunek ;) Oprócz brownie była powtórka pieczonych kotlecików sojowych z poprzedniego postu i grzanki tymiankowe :)



Nie mogło zabraknąć moich słodkich opłatkowych króliczków :)

czwartek, 1 grudnia 2011

Różowa kasza i pieczone kotleciki.

Dzisiaj krótko. Bez refleksji, bez marzeń. Za to w przepisie pojawi się jakże marzycielska różowa kasza jęczmienna :)
Zdarza się, że do gotującej się kaszy wrzucam rosół wegetariański w wersji instant (szlachetny prezent od mamy buszującej po eko sklepach). Dzisiaj akurat słoiczek się skończył, ale zaraz obok stał słoiczek czerwonego instant wege barszczyku (również wynalazek mamci;). W każdym razie stwierdziłam, że nie zaszkodzi spróbować i do kaszy wsypałam trzy łyżeczki i tak oto, proszę państwa, wyszła mi ciekawie przyprawiona, różowa kasza jęczmienna.
Polecam jak najbardziej. Dla odmiany albo na obiad w szary dzień ;))

Kolejnym bohaterem dzisiejszego obiadu były pieczone sojowe kotleciki.
Aby je przyrządzić potrzebujemy:

2 szklanki wcześniej przez noc namoczonej i później ugotowanej do miękkości soi
1-2 kromki razowego chleba
olej
sos sojowy
bazylia
curry
pieprz czarny


Soję mielimy, następnie dodajemy cząsteczkami lekko namoczone kromki chleba i jeszcze raz wszystko mielimy. Ostatecznie można się też namęczyć blenderem, też się uda :)
Do masy dodajemy po około 3 łyżki oleju i sosu sojowego. Tak żeby po zamieszaniu masa była gładka, ale jednocześnie zwarta.
Wrzucamy przyprawy według uznania, znowu mieszamy i formujemy kotleciki.
Blachę smarujemy lekko olejem lub wykładamy papierem do pieczenia.
Układamy na niej kotleciki.Możemy je z góry  lekko posmarować olejem, będą wtedy nieco bardziej chrupiące.
Pieczemy do około 15minut w 150 stopniach.Aż będą lekko zarumienione.

Do tego różowa kaszka, jakaś surówka i mamy vegan obiadek :)