Kocham swoich przyjaciół, którzy ze względu na mnie chętnie zamiast normalnego torta zjedzą wegańskiego i dzięki którym mogę doskonalić tę dziedzinę sztuki kulinarnej ;D
Wyszedł przeprzepyszny!
A co najważniejsze w końcu wzięłam się w garść i zapisałam proporcje :)
No to lecimy!
Oprócz poniższych składników, które są potrzebne do przygotowania biszkoptu i masy, należy przygotować:
-rum lub jakąś wódkę albo w wersji bezalkoholowej przegotowaną wodę z sokiem z cytryny
- owoce, którymi chcemy przełożyć biszkopt ( u mnie były to wiśnie i kiwi)
-dżem
Biszkopt
-200g cukru
-6 łyżek proszku do pieczenia lub 15-gramowe opakowanie
-100ml oleju
-200ml mleka sojowego
Wlewamy do formy i pieczemy w 200°C przez około 25-30 minut.
EDIT: Po wielu upieczonych biszkoptach, z czystym sumieniem, również do tortu, polecam przenajlepszy biszkopt według I can't believe it's vegan. Serio. Nie czuć tak proszku do pieczenia jak w przepisie, który podawałam poprzednio i jest też znacznie smaczniejszy. Jako że tort jest dosyć eksploatowanym przepisem na blogu podaję przepis też tutaj. Oto i on:
"2 szklanki mąki
1 szkl. cukru
1 łyżka proszku ( łyżka, nie łyżeczka!)
1/2 szkl. oleju
1 szklanka mleka roślinnego ( z wodą też wychodzi)"
Składniki proszę ładnie połączyć i piec około 40 minut w 180 stopniach.
Ja upiekłam dwa takie biszkopty, gdyż zależało mi na tym, by tort był wysoki.
Teraz masa.
Potrzebujemy do niej:
-1l mleka sojowego
- około 8 łyżek mąki ziemniaczanej
- około 1,5 kostki margaryny wegańskiej, np. Alsan, o temperaturze pokojowej, więc dobrze wyjąć ją wcześniej z lodówki.
- cukier
- aromat migdałowy lub inny
Z 1 litra mleka odlewamy sobie pół szklanki, a resztę zagotowujemy w rondelku. Do mleka w szklance dodajemy mąkę ziemniaczaną i dobrze mieszamy, najlepiej widelcem, żeby nie było grudek. Gdy mleko w rondelku zacznie parować powolutku dodajemy naszą miksturę z szklanki, caaały czas mieszając. Zacznie nam się tworzyć budyń. Musi on być bardzo gęsty. Praktycznie powinno powstać coś na kształt ogromnego, budyniowatego gluta ;) Jeżeli stwierdzimy, że jest jeszcze zbyt rzadki, rozpuszczamy jeszcze nieco mąki ziemniaczanej w mleku sojowym i dodajemy do rondelka.
Gotowy budyń odstawiamy do całkowitego ostygnięcia. (Musi być naprawdę zimny, a w czasie, gdy będzie stygł warto go co jakiś czas przemieszać).
W tym czasie możemy zająć się ostygniętym biszkoptem. Każdy z nich ostrożnie przecinamy wzdłuż na pół, tak by powstały, tak jak w moim przypadku, w sumie cztery placki. Gdy gdzieś mamy jakąś nierówność, to wycinamy ją nożem. Placki powinny być mniej więcej płaskie i równe.
Każdy z nich nasączamy alkoholem lub jakimś zastępnikiem.
Wracamy teraz znowu do masy. Pod warunkiem, że budyń jest już całkowicie zimny !
Bierzemy nasze 1,5 kostki margaryny i miksujemy kilka minut na idealnie gładką masę.
Teraz łyżka po łyżce dodajemy budyń, cały czas miksując i oceniając gęstość masy.
Powinna być zwarta. Ja dodałam cały budyń, ale może się zdarzyć, że wam nieco zostanie.
Wtedy mówi się trudno, ale sposób dodawania budyniu do margaryny, a nie odwrotnie eliminuje niebezpieczeństwo dodawania coraz większej ilości margaryny wegańskiej, o którą przecież ciężko u nas ;)
Po prostu, gdy stwierdzimy, że masa będzie się trzymała biszkoptu, przestajemy dodawać
budyniu, aczkolwiek z podanych przeze mnie proporcji powinno styknąć wszystkiego. :)
Teraz do masy dodajemy cukru, tyle ile kto lubi i aromat.
Gotowe! :)
Bierzemy teraz jeden z placków, najlepiej taki, który jest od spodu przypieczony. Smarujemy go masą, nakładamy owoce, bierzemy kolejny placek, który smarujemy z jednej strony dżemem i tą stroną kładziemy na owoce, a drugą stronę smarujemy znowu masą i układamy na nim owoce. I tak w kółko, aż do ostatniego placka.
Gdy już będziemy mieli biszkoptową piramidę, mniej więcej taką jak ta:
zaczynamy ubierać tort w pozostałą masę. Pomagamy sobie płaskim nożem lub specjalną szpachelką czy szpatułką do tortów. Wszystko ładnie wygładzamy, od czasu do czasu zanurzając szpatułkę w szklance letniej wody.
Ozdabiamy według własnej wyobraźni!
A oto moje pyszne cudo, według projektu S, bo co jak co, ale to ona wpadła na pomysł patriotic cake'a ;)
Truskawki o tej porze roku to dla mnie z reguły zło, ale czego się nie robi dla zadowolenia oczu. ;)
A robienie tortu = syf i chaos w kuchni. Jak dobrze jest wtedy mieć obok miłą osóbkę, która rzekomo bardzo lubi zmywać naczynia. ;)