środa, 31 lipca 2013

Letnie desery , słowa i obrazy

Lato przemyka między palcami nieubłaganie, chwilami już wyczuwam w powietrzu jesień i choć szkoda mi upałów i żarzącego słońca to ten jesienny powiew wiatru pojawiający się co jakiś czas budzi we mnie dreszczyk szczęśliwego niepokoju. Wrześniową jesień uwielbiam, tę słoneczną, ze sztormem, spadającymi kilogramami liści i wzburzonym jeziorem o kolorze błękitu pruskiego.
Tymczasem gdy akurat nie pracuję i nie wracam wieczorem do domu, to gotuję i piekę, troszkę tęsknię za czasami, gdy w każdej chwili miałam czas, by upiec co najmniej drożdżówkę z jabłkami. Dorosłość, proszę państwa :D Ale ogarniam się, ogarniam powoli. I dobrze. Przez ostatnie kilka miesięcy ogarniania się, a szczególnie ostatni miesiąc miałam przy sobie cudownego pana Selera, który zawsze dbał o dobrobyt mojego brzusia, gdy ja nie miałam akurat czasu ♥.  Te czasy póki co się kończą, bo pan Seler opuszcza moje mieszkanie. Choć między nami szepnę, że mam nadzieję, że nie końca, gdyż przeprowadza się jedynie ulicę dalej ;)
Jestem też już od miesiąca w nowym mieszkaniu, pokój oceniam na już urządzony i przyzwyczajam się do mieszkania na stancji, dzielenia łazienki z trójką innych ludzi. Przez większość studiów miałam to wielkie szczęście mieszkać jedynie z siostrą i miałyśmy calutkie mieszkanie tylko dla siebie. Ale nie narzekam! jest super, w samym sercu Olsztyna, gołębiami na balkonie i zapleczem kuchennym restauracji w podwórzu - istne china town! :)
Odwiedziłam też w lipcu Lubiąż, a dokładniej Slot Art Festival, zakochałam się i chcę wracać tam co roku. Tylu wspaniałych ludzi, cudowna atmosfera, muzyka, miejsce i milion rzeczy, których jeszcze nie znam, ale chciałabym poznać.


Ostatnio, a w sumie to już jakieś 3 tygodnie temu byliśmy z panem Selerem w moich rodzinnych stronach. Z tej okazji kupiliśmy, a raczej pan Seler kupił super ekstra wino z francuskich wzgórz oraz upiekliśmy, a tak naprawdę to ja upiekłam ;) ciasto z musem truskawkowym. Były to wtedy chyba już ostatki truskawek. CZEMU TAK KRÓTKO?! pytam się co roku.

A ciasto wyglądało tak:






A robi się je tak:

Składniki:

BISZKOPT
-2 szklanki mąki
-1 szklankę cukru
-1 łyżkę proszku do pieczenia
-1/2 szklanki oleju
-1 szklanka sojmleka



BUDYŃ:
-2 opakowania budyniu waniliowego
-3 szkl. mleka
-2 łyżki cukru

MUS TRUSKAWKOWY:
-ok. 700 g truskawek
-5 łyżek cukru,
-1/2 łyżeczki agaru

Zaczynamy od biszkoptu. Miksujemy ze sobą wszystkie składniki, nastawiamy piekarnik na około 200 stopni i pieczemy aż ładnie zbrązowieje ( około 0,5h). Następnie przyrządzamy budyń. Od podanej ilości mleka odlewamy 1/2 szklanki i w tej szklance mieszamy proszek budyniowy. Resztę mleka gotujemy, gdy już prawie będzie wrzało wlewamy rozpuszczony budyń i gotujemy aż mocno zgęstnieje. 
Teraz zarówno biszkopt jaki i budyń studzimy. Gdy i jedno i drugie ( z naciskiem na biszkopt!) będzie chłodne ścinamy na równo górę biszkoptu jeżeli jest taka potrzeba, a zazwyczaj jest i rozsmarowujemy budyń. Odstawiamy na bok. Teraz najważniejsze - mus. Truskawki oczywiście najpierw czyścimy, następnie miksujemy blenderem na gładką masę i wrzucamy do garnka. Podgrzewamy zmiksowane truskawki w międzyczasie dodając cukier, gdy ten się rozpuści, dodajemy agar i gotujemy jeszcze kilka minut aż ten się rozpuści. Ciekłym jeszcze musem zalewamy górę ciasta, gdzie jest już budyń i odstawiamy w chłodne miejsce do całkowitego ostygnięcia musu.

Gotowe! :)
Było trochę nerwów, gdyż wcześniej nigdy za bardzo nie bawiłam się agarem. Koniec końców na szczęście był pyszny.
A mus sam w sobie jest cudowny, można go jeść prosto z pucharka, dodać taką warstwę do tortu, w dalszych wariacjach wyjść z tego może pyszna truskawkowa lub inna owocowa panna cotta - to mój kolejny plan, ach! opcji jest mnóstwo i można śmiało eksperymentować.

A teraz historia pewnego ciepłego wieczoru...

TARTA WANILIOWO - BRZOSKWINIOWA

Składniki:

SPÓD:
-2 szklanki mąki
-1/3 szklanki oleju
-kilka łyżek wody
-opcjonalnie rozkruszone migdały

MASA:
-2 szklanki mleka roślinnego
-3-4 łyżki cukru
-około 0,5 szklanki kaszy manny
-kilka kropel aromatu waniliowego
-4 łyżeczki mąki ziemniaczanej

+ puszka brzoskwiń lub kilka świeżych

Przygotowujemy ciasto do tarty po czym odstawiamy je na około pół godziny do lodówki. W tym czasie zabieramy się za masę.
1,5 szklanki mleka wlewamy do garnka, dodajemy cukier i aromat. Do reszty mleka (0,5 szklanki) dodajemy mąkę ziemniaczaną i dokładnie mieszamy, najlepiej widelcem, aby dobrze pozbyć się grudek. Mleko w garnku podgrzewamy aż rozpuści się cukier, nie czekamy aż się zagotuje - gdy zobaczymy, że zacznie parować możemy dodać mleko wymieszane z mąką ziemniaczaną i po chwili także kaszę manną, ale stopniowo! by uniknąć grudek. Całość jeszcze chwilę podgrzewamy na małym ogniu, cały czas mieszając, gdy zacznie gęstnieć i przyjmie ostatecznie konsystencję gęstego budyniu, zdejmujemy z ognia i ostawiamy do ostygnięcia.
Ciasto na spód tarty w tym czasie wykładamy do formy i pieczemy w temperaturze 180 stopni około 30 minut i także zostawiamy do ostygnięcia.
Następnie wykładamy zimną masę na zimny spód, układamy ślicznie brzoskwinie i zajadamy w miłym towarzystwie.




A tu kila obrazów lipcowych...

ukochane Cafe Cynamon na Slocie

Bańki, bańki!




Jeden z lipcowych obiadów - zielone risotto z groszkiem, marchewką i szpinakiem, kapucha oraz kotleciki z kaszy jaglanej.


Nieodłącznym elementem nowego mieszkania jest kot, królowa śpiąca pod baldachimem i będąca w centrum wszystkich spotkań towarzyskich, rozmów między mieszkańcami i życia codziennego każdego z nas. Proszę państwa oto Tutka. Rozpieszczona złośnica, ale czasami aż trzeba ją przytulić.
Choć najczęściej wtedy akurat nie chce.




Nowe widoki....







i ♥