piątek, 5 października 2012

Zapiex dobry na wszystko.

Zawsze. Absolutnie zawsze dobrze jest mieć pod ręką tofu. I brokuła też.
Ogólnie zauważam ostatnio u siebie tendencję łączenia zielonych warzyw właśnie z tym sojowym serem.
Wróciłam już do Olsztyna. Powoli się na nowo klimatyzuję. Jeszcze nigdy nie wracałam w październiku tak chętnie do wspomnień wakacyjnych. Na nowo odkryłam Mazury, coraz bardziej się przywiązuję do miejsca z dzieciństwa.
Ale studia są fajne! znajomi... choć spora część gdzieś powyjeżdżała, to jednak ci najbliżsi są na wyciągnięcie ręki. Gotuję! Uwielbiam swoją kuchnię tutaj, właśnie dlatego, że jest taka moja! Jeżdżenie rowerem po mieście, kawiarnie z sojowym latte, szukanie pracy, nieogarnięcie mojego wydziału. Ostatecznie wszystko to kocham! Odpoczywam, robię co chcę i kiedy chcę, rozwijam się, cieszę!
Mimo to potrzebuję czasu, by na spokojnie, krok po kroku wdrożyć się na nowo w to życie.
A więc dziś nadrabiam zaległości filmowe. Wchłaniam wszystko co wizualne. Latem w ogóle nie było na to czasu...
A że kolejka rzeczy do obejrzenia długa to i obiad szybki acz pożywny być musi.
Padło na to co zwykle  można znaleźć w domu albo osiedlowym spożywczaku.
Makaron z brokułami i tofu - wszystko pod kołderką sosu beszamelowego... często ten beszamel, często, ależ jaki praktyczny! :)

Składniki:

1 mniejszy brokuł
400g tofu naturalnego
makaron świderki lub inne falbanki

Makaron gotujemy. W tym czasie kroimy na pół różyczki brokuła i przygotowujemy sos beszamelowy stąd.
Teraz w brytfance układamy makaron - aż do całkowitego pokrycia dna, a nawet nieco więcej, blisko obok siebie wszystkie różyczki brokuła, pokruszone tofu i polewamy beszamelem, ale zostawiamy go nieco na koniec. Staramy się go rozprowadzić tak, by znajdował się na całej powierzchni, co ma na celu ładne sklejenie się ze sobą składników :)
Teraz wrzucamy resztę makaronu i znowu polewamy resztą sosu.
Pieczemy około 30 minut w 200stopniach, ale lepiej sprawdzać, czy nic nam się nie przypala :)








Pisząc o pobycie w Chorwacji zupełnie zapomniałam, ze ostatniego dnia natknęłam się w jakimś osiedlowym sklepie na wegańskie pralinki. Przeczytałam skład we wszystkich podanych językach, aby się upewnić, czy na na pewno są wegańskie - i cóż, choć nadal ciężko mi w to uwierzyć, były!
Czytając na szybko skład innych pralin tej chorwackiej firmy okazało się, że oferują jeszcze kilka innych smakołyków wegańskich. 
Czekoladowe z lekkim miętowym posmakiem. ukusan! ;)
Muszę jednak przyznać, że szczególnie zauroczyło mnie opakowanie. Dlaczego u nas większość bombonierek zdobionych jest kiczowatym zdjęciem kwiatów? A tutaj mamy przecież taki cudowny przykład tego jak piękne może być współczesne wzornictwo i minimalizm.
Pudełeczko po skonsumowaniu zawartości nie poszło do śmietnika tylko spełnia rolę pięknego estetycznego schowka na koraliki. :)





A w piekarniku piecze się biszkopt czekoladowy, a w lodówce chłodzi się śmietana kokosowa! :)