Chętnie pokazałabym wam już co się działo w Berlinie. Wiem, że jest już milion relacji blogerskich i kulinarnych z tego miasta, ale tak samo jak reszta strasznie się jaram i chcę się podzielić wszystkim co widzieliśmy, a raczej jedliśmy :) Czekam jednak jeszcze na to aż w końcu będę pamiętała o zaniesieniu do laba filmów do wywołania i zeskanowania.
Tymczasem S. kupił mi dynię, bo podczas przerwy obiadowej w pracy, czytając ten oto wpis stwierdziłam, że praktycznie nie jadłam jeszcze dyni tej jesieni i postanowiłam ugotować pyszną zupę.
Spotkałam się jednak z sprzeciwem i stwierdzeniem, że ciasto będzie lepsze.
Cóż, w każdym razie głęboko wierzę w to, że nie powinno się piec, gdy się jest zdenerwowanym, bo albo nic się nie udaje albo już z pewnością ciasto nie wyrośnie.
No i nie wyrosło!
Choć może i w ciszy i spokoju by nie wyrosło... ale ja tam wiem swoje i już! ;)
Na szczęście wyszło smaczne. Choć usłyszałam, że "nienienie, dynia na słodko to jednak nie to..."
I niech ktoś jeszcze raz powie, że kobiety są marudne :D
Na ciasto potrzebujecie:
-około ćwierć nieco większej dyni
-200ml oleju
-1 opakowanie cukru waniliowego
-1 1/2 szklanki mąki
-1 łyżka proszku do pieczenia ( może być nieco więcej, może wtedy bardziej wyrośnie ;)
Z dyni robimy mus. Czyli: usuwamy z dyni pestki i kroimy ją na mniejsze kawałki, układamy w formie, do której nalewamy na około 1cm wysokości i pieczemy przez około 40 minut w temperaturze 180 stopni. Gdy będzie już miękka, ostudzamy lekko i usuwamy z niej skórkę, po czym blendujemy kawałki na gładką masę, czyli nasz mus.
Olej podgrzewamy i wsypujemy cukier, czekamy aż się roztopi. Teraz opcjonalnie możemy dodać np. skórkę z pomarańczy, cynamon, kardamon, co dusza zapragnie i żyje według was w zgodzie ze smakiem dyni ;)
Następnie do olejno-cukrowo-cośtam masy dodajemy mus z dyni.
Ale! pół szklanki z tego musu odkładamy na później, na polewę.
Jeszcze raz lekko podgrzewamy i odstawiamy do ostygnięcia.
Gdy ostygnie dodajemy mąkę.
I... to wszystko!
Wrzucamy do piekarnika.
Piekarnik ustawiamy na około 180 stopni i pieczemy około 45 minut. Ale jak zwykle wszystko zależy od piekarnika, więc lepiej sprawdzać co jakiś czas patyczkiem i ogólnie nie zostawiać ciasta w samotności :)
Ja obecnie piekę w starym piekarniku gazowym, gdzie nawet nie bardzo gdziekolwiek jest termometr, a więc wariuję totalnie, bo wcześniej miałam to szczęście mieszkać w mieszkaniu z elektrycznym piekarnikiem.
No ale uczę się i już nawet przestałam przypalać co się da. :)
aaa no polewa! robienie polewy do tego ciasta przy udziale musu dyniowego, który sobie odłożyliśmy polega na tym, że wspomniany mus mieszamy np. z cukrem pudrem, roztopioną czekoladą lub dżemem i polewamy nią ciasto, oczywiście wcześniej ostudzone!
tak
lub
tak - dziś do śniadania, dla przełamania słodkiego smaku
ciasto polałam naturalnym jogurtem
sojowym, którego kilka opakowań przyjechało z nami z Niemiec. :)
Odwieczne pytanie: dlaczego u nas nie ma tak łatwo dostępnych i tanich produktów, chociażby słynnej firmy produkującej takie przysmaki ?
Ostatnio przypomniałam sobie też o tym, że u rodziców w domu leży nasza maszyna do robienia mleka roślinnego. Jakoś została zapomniana, a to dlatego, że jakoś nam się to mleko nie udawało.
Może ktoś z was ma jakiś sprawdzony przepis?
Ja gdy robiłam w maszynie mleko, sugerowałam się proporcjami podanymi w instrukcji i okej, mleko jako mleko do wypicia w kubku było całkiem spoko, ale do wypieków nie mówiąc już o kawie i majonezie zupełnie się nie nadawało.
Ktoś coś wie na ten temat? :)