Od jakiegoś tygodnia zaczęła się moja najmniej ulubiona pora.
Słoneczna, złota jesień, którą kocham bardziej niż jakąkolwiek inną porę roku przemieniła się w to, co nie potrafię nawet ująć słowem. blech.
Za tym idzie ciężkie wstawanie rano i w moim przypadku męczące wahania humoru i jakiś taki niepokój w sercu.
Najchętniej usiadłabym z kubkiem kakao i oglądała stare czarno-białe horrory i filmy science-fiction i nie robiła nic poza tym.
Ale tak być nie może!
O ile wcześniejszy brak czasu mogę tłumaczyć serio totalnym zawrotem głowy, to teraz, gdy od jakiegoś czasu panuje spokój, moje wyrzuty sumienia z powodu braku chęci nawet na gotowanie są jak najbardziej uzasadnione.
I dobrze, że je w ogóle mam.
Bo to jeszcze w jakimś sensie napędza mnie do gotowania codziennych obiadów i wychodzenia gdziekolwiek.
Lubię być w Olsztynie, mam tu swoje zajęcia i nie siedzę bezczynnie w domu - nawet gdybym chciała, to nie da rady ;) ale chwilami chciałabym mieć za drzwiami, za oknem swój mazurski, wiejski krajobraz, który mam w domu.
I jeszcze kilka znajomych twarzy wokół, kilka starych miejsc i jeszcze kota i psa.
Akomodacja jesienna trwa i miejmy nadzieję, że przebiegnie jak co roku szybko i sprawnie, nie pozostawiając po sobie śladu.
Chyba stanowczo też wolę być w biegu.
Tak. A póki co jednym z celów jesiennych jest wykorzystanie na maksa dostępnych sezonowych warzyw i owoców i tanie gotowanie. Na szczęście jedno z drugim się wiąże, a bogactwo lokalnych warzyw wciąż na nowo zachwyca.
Szkoda, że tak mało osób zdaje sobie z tego sprawę i gdy królować na stole powinny teraz buraczki, marchewka, papryka, jabłka, śliwki i inne pyszności w najróżniejszych i zaskakujących formach (!), to większość ludzi pozostaje przy dawnych, szarych schematach i to zazwyczaj przez cały rok.
A gotowanie na bazie naszych rodzimych warzyw potrafi być takie proste, zaskakujące.
Tak jak poniższy garnek pełen słońca.
Prosty i starczy zapewne na co najmniej dwa obiady.
I kto by pomyślał, że burak kocha się w Indiach. ;)
Potrzebujemy:
+ dwie szklanki soczewicy zielonej
+ szklanka makaronu (opcjonalnie. Ja użyłam, bo chciałam wykorzystać zalegającą resztkę)
+ przyprawy: bazylia, sól, pieprz, chilli, curry, cumin
Najlepiej najpierw nastawić sobie soczewicę i makaron, by sobie powoli bulgotały. W tym czasie kroimy marchewkę, buraczki, ziemniaki w dosyć drobną kosteczkę. Cebulę jedną w kostkę, drugą w krążki i pomidory w kostkę.
Rozgrzewamy w dużym garnku oliwę z oliwek ( śmiało nieco więcej) i wrzucamy pokrojone ziemniaki i marchewkę i po chwili cebulę.
Smażymy je kilka minut, cały czas mieszając, gdyż lubią się przypalić.
Teraz wrzucamy buraczki i pomidory zakrywamy garnek pokrywką, by wszystko puściło soki.
Gdy już puści, zdejmujemy pokrywkę i mieszamy, mieszamy aż większość płynu wyparuje.
Teraz możemy dodać soczewicę i makaron.
Zapewne idealnie nada się też wszelka kasza, której chcemy się akurat pozbyć ;)
Mieszamy raz, dwa razy i voila! obiad gotowy!
Podajemy z jakąś surówką, sałatką, kapuchą.
Powstało także smarowidło do kanapek. Cieciorkowo-fasolowe.
Banalnie proste: gotujemy cieciorę i fasolę, blendujemy z odrobiną sosu sojowego, oliwą i dowolnymi przyprawami ( w moim przypadku standardowe trio : curry, pieprz, bazylia) i tyle...
A zdjęcia są jakie są, o ile brak dziennego światła od biedy mogę jakoś znieść, to brak normalnego aparatu już nie bardzo. Jedno z drugim daje właśnie taki efekt. Jakże jesienny! :)
Do posłuchania dzisiaj coś, co zawsze będzie kojarzyło mi się z początkiem jesieni, przy pierwszych dźwiękach budziło szeroki uśmiech, podnosiło na duchu i wołało do nałożenia kaloszy i wyjścia z domu, poznania jeszcze i jeszcze więcej świata i ludzi. :)
Stowarzyszenie Otwarte Klatki opublikowało materiały z polskich ferm futrzarskich: http://www.otwarteklatki.pl/cena-futra-rzeczywistosc-polskich-ferm-futrzarskich/
OdpowiedzUsuńJezeli chcesz wyrazić swój sprzeciw - bądź 24listopada w Warszawie o 13.00 na placu Defilad. Więcej info tutaj: http://www.otwarteklatki.pl/odsylamy-futro-do-historii/
POMÓŻ TO ZAKOŃCZYĆ!