środa, 22 kwietnia 2015

Soczysta pieczeń seitanowa a la Wito

Nawet nie zdążyłam zepsuć wiosennych botków, a już muszę się przerzucać na trampeczki - tak bardzo ciepło jest! W końcu zebrałam się i ogarnęłam również swoją część balkonu, kupiłam cudne pastelowe doniczki, krzak lawendy oraz standardowo aksamitki i bratki :)
Niedługo zaczną się obiady i weekendowe leniwe śniadania na balkonie !
Skoro tak mowa o pastelach i o wiośnie, to wypadałoby wrzucić coś lekkiego, jakąś sałatkę, lekki deser w formie musu, ale kto, by się nie skusił mimo pięknej pogody i wiosennych uniesień na pieczeń z prawdziwego zdarzenia z dodatkiem młodych ziemniaczków? hm?
Ja bardzo chętnie :)



Seitana nie przyrządzam zbyt często, za to, gdy tylko mam okazję zjeść coś seitanowego w jakiejś knajpie, to zazwyczaj to robię. Do dziś po głowie chodzą mi słynne vegan kebaby, które jadłam na Fluff Feście...
Seitan to 100% glutenu, więc kolejny raz niepocieszeni mogą być tym postem bezglutenowcy - mam na myśli osoby faktycznie uczulone na gluten, reszta jak najbardziej od czasu do czasu może sobie pozwolić na taki smakołyk.
Ostatnio moja mama oszalała na punkcie seitanu - wyczarowała na Wielkanoc seitanowe zrazy oraz pieczeń. Pan Seler był zachwycony pieczenią teściowej, więc koniecznie chciał powtórzyć ją w domu. A że w domu zalegała paczka gotowego białka z pszenicy...
Jak już pisałam sama rzadko przyrządzam seitan, dlatego taką chęć pana Selera trzeba było szybko wykorzystać.
Stąd pieczeń będzie nosiła nazwę Pieczeni seitanowej a la Wito, bo Pan Seler naprawdę zwie się Witkiem (ha! zagadka rozwiązana! :P ) i choć inspiracja pojawiła się za pomocą mojej mamci, to Witek zrobił ją po swojemu ( choć oczywiście pięknie pomagałam, żeby nie było)
No ale okej.
Nie będę ukrywała, że zrobienie seitanu, to jednak czasłochłonna robota. Fajnie jest jeżeli macie dostęp do takich gotowców jak białko z pszenicy - to znacznie ułatwia sprawę. Ja kupiłam swoją kiedyś przy okazji zakupów na vegekoszyku, ale możecie również ukręcić seitan w tradycyjny sposób, czyli za pomocą mąki i wody (przepis na puszce tu: klik).
Sekretem samej pieczeni natomiast jest dobra marynata.
Tutaj  wachlarz możliwości jest wielki, ale ja przedstawię Wam naszą propozycję :)

Składniki:

-400 seitanu ( w zależności czy robicie tradycyjnie czy z gotowego białka pszenicznego może Wam wyjść nieco mniej lub więcej, ale nie ma to większego znaczenia :)

na marynatę:

-3 łyżeczki tymianku
-kilka łyżek sosu sojowego jasnego
-pieprz
-3 zgniecione ząbki czosnku
-olej lub oliwa

( nie żałujcie przypraw! marynata musi być bardzo "mocna", gdyż dopiero wtedy esencja smaku przejdzie do pieczeni)

Przyrządzacie tyle marynaty, by przykryła seitan. Zalewacie, owijacie naczynie w folię i wstawiacie najlepiej na noc do lodówki, by solidnie naciągnęło.

Następnego dnia wyciągacie.
Kroicie dużą marchewkę i cebulę w talarki.
Seitana wraz z marynatą wrzucacie do brytfanny, dodajecie marchewkę i cebulę i wstawiacie do piekarnika.

Seitan powinien się piec w około 160 stopniach ( mam piekarnik gazowy bez wskaźnika temperatury, więc tak na oko ;) przez około godzinę.
Co jakiś czas wyjmujecie pieczeń z piekarnika i polewacie sosem, w którym pieczeń leży. Polewanie pieczeni sosem w trakcie pieczenia jest  bardzo ważnym procesem, gdyż dopiero dzięki temu pieczeń staje się naprawdę soczysta.
W razie potrzeby możecie przewrócić na drugą stronę lub dodać nieco wody. Ogólnie pilnujcie jej przez cały czas pieczenia!

Gotową pieczeń kroimy w plastry grubości 2-3cm i podajemy w towarzystwie młodych ziemniaczków i buraczków lub wegańskiej mizerii :)

Nam pieczeni wyszło naprawdę baaaardzo dużo. Starczyło na cztery duuuże porcje z dokładkami, a resztkę, która nam została zużyliśmy wkładając do lunchowych kanapek lub jako burgera :)

Taka pieczeń to naprawdę super propozycja na bardziej wykwintny obiad z rodzicami, teściami lub znajomymi lub jakąś uroczystość, bo jest taka .... elegancka :P  Super wypadnie również podczas posiłku, na który zaprosimy osoby jedzące mięso, bo jest taka... mięsna ( a mięsem nie jest!)







Powstał też ostatniego dnia marca tort dla pana Selera :) Tyle emocji było podczas jego robienia, bo wymyśliłam sobie, że masę śmietanową ubiorę w czekoladę, więc było smarowanie czekolady i chłodzenie w lodówce rozkręconej na maska i tak w kółko aż tort był cały w czekoladzie.
Mega słodycz i pyyycha - jak to torty! :)))



3 komentarze:

  1. Kochana jak przygotowujesz seitan z gotowych mieszanek?? Bo ja kiedyś próbowałam i totalnie nie wyszedł taki z proszku... Po wrzuceniu "chlebka" do bulionu rozpłynął się całkowicie tworząc rzadki kożuch w garnku i trzeba było wylać wszystko :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Nasz też mógłby wyjść nieco bardziej zwarty... dlatego polecam na 400g mieszanki dać 2 szklanki wody i powinno być okej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. tort wygląda obłędnie! Z resztą pieczeń też. jak z mięsa ;) a tu proszę taka niespodzianka :D

    OdpowiedzUsuń