niedziela, 5 lutego 2012

Kotleciki szpinakowo-soczewicowe lub soczewicowo-szpinakowe ;)

Aktualne mrozy o dziwo mnie nie rozleniwiają! Gdy inni mają ochotę siedzieć pod kocykiem z książką, herbatą i czekoladą w domu, mnie rozwala od wewnątrz jakaś niesamowita energia. Mam ochotę biegać, fotografować, skakać, jeździć na sankach i ogólnie spędzać jak najwięcej czasu poza domem. Dodatkowo mam ochotę na lekkie, zdrowe dania i przede wszystkim koktajle warzywno-owocowe.
Ostatni tydzień spędziłam u rodziców, więc siłą rzeczy musiałam się do nich kulinarnie dostosować. (Mama mimo wszystko nie pozwoli sobie odebrać berła w kuchni, a ja staram się unikać kłótni pod hasłem "Ja wiem lepiej jak to zrobić".) Lubię swoją kuchnię i gdy mogę spędzić kilka godzin sama gotując. Dodatkowo wyznaję zasadę, że tylko będąc spokojnym jedzenie się uda. Staram się nie brać za gotowanie, gdy jestem zdenerwowana, a już szczególnie, gdy jest to danie na ważniejszą niż codzienny obiad okazję. Będąc samej w kuchni mogę się skupić i wyczarować coś co będzie moje, moim sposobem i być może moimi błędami stworzone.
Absolutnym wyjątkiem jest gotowanie ze znajomymi, gdzie wspólnie się czegoś uczymy i rozkminamy jak coś zrobić, by dobrze smakowało, a wszyscy są względem siebie równi. Takim przykładem jest chociażby cotygodniowe gotowanie z olsztyńskim kolektywem Food Not Bombs, które daje mi niesamowitą radość:)
FOOD NOT BOMBS - OLSZTYN  Na stronce mamy zamiar zamieszczać z czasem coraz więcej przepisów na dania, które zazwyczaj tworzymy spontanicznie z dostępnych danego dnia produktów. Póki co znajdziecie tam przepis na świąteczne muffiny, które sprzedawaliśmy w ramach Warmińskiego Jarmarku Świątecznego :)

Cóż...wrócę jednak do tematu postu. Wbrew zasadzie, że gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść, zdarza mi się z mamą stworzyć też coś pysznego. I tak też było kilka dni temu... Miałyśmy zamiar zrobić zwykłe kotleciki z soczewicy. Zostało mi jednak pół opakowania szpinaku, z którego robiłam sobie koktajl. Stwierdziłyśmy więc, że nie nic nie może się zmarnować, a zamrażarki nie opłaca się włączać na pół paczki szpinaku.
I tak powstały banalnie proste kotleciki soczewicowo-szpinakowe! :)

Potrzebujemy:

-około 1,5 szklanki czerwonej soczewicy
-pół paczki mrożonego szpinaku w liściach
-3 ząbki czosnku
-bułkę tartą
-przyprawy.... sól, pieprz ziołowy, curry ...
-opcjonalnie kilka pieczarek

Soczewicę gotujemy aż będzie miękka i wchłonie wodę. Szpinak dusimy, dodajemy czosnek i ewentualnie pieczarki i jeszcze chwilę dusimy. Wszystko mieszamy w jednym garnku ze sobą, doprawiamy i dodajemy bułki tartej aż do uzyskania zwartej masy. Powinna nie lepić się do rąk, a kotlecik po uformowaniu powinien się nie rozpadać. Gdy zaistnieje taka sytuacja, że zabraknie bułki tartej można ostatecznie dorzucić nieco mąki. Uformowane kotleciki obtaczamy jeszcze w bułce tartej i smażymy.
Voilà !
Podajemy z kapuchą kiszoną własnej roboty ( bo ta jako jedyna dostarcza nam witamin, ostatnio wolę całkowicie zrezygnować z kapusty kiszonej niż jeść tą sklepową) i kaszą lub ryżem,o!
A jako kotlecik do wege burgera też się idealnie nadają. Sprawdziłam na następny dzień ;)






A na późny deser cóż może być cudowniejszego niż gorące naleśniki z malinami i cynamonem oraz kawa zbożowa! 








3 komentarze:

  1. soczewica i szpinak to zawsze udana para!

    U mnie, w domu rodzinnym moja mama oddała mi kuchenne berło jak miałam chyba z 11 lat ;P
    Ale teraz piecze nawet wegańsko - ostatnio znalazła w moim pokoju jakieś stare kserówki z przepisami na wegańskie słodycze i upiekła mi muffiny, które przywiozła mi do poznania! dosko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Te kotleciki są super, aż się zrobiłam głodna :)
    Co jest nie tak z kapustą sklepową?

    OdpowiedzUsuń
  3. Maddy: Od kiedy mama trafiła na lekarza co szczerze polecił jej dietę wegańską i zwrócił szczególną uwagę, że nabiał niekorzystnie wpływa na reumatyzm, czasami na kilka godzin uda mi się przejąć berło, a mama potem do mnie dzwoni chwaląc się, że upiekła wegańskie ciacho... ale już tak bardziej po swojemu:)) Ale cóż... najważniejsze, że wegańskie!:)

    hebiichigo:
    Ostatnio czytałam sobie nieco o bakteriach probiotycznych i jak weganie mogą sobie poradzić z nich niedoborem, bo ostatnio wśród moich znajomych był taki przypadek. Otóż okazało się, że świetnym źródłem jest właśnie kapucha kiszona własnej roboty. Sklepowa niestety w większości przypadków jest konserwowana sztucznie, co prowadzi do niszczenia tych korzystnych bakterii. I tak jakoś wzięłam sobie to do serca ;)

    OdpowiedzUsuń