No ale jako, że dzisiaj planujemy z moimi Fałdami jechać do Gdańska na Gdańskie Spotkania Wolnych Ludzi ( http://www.facebook.com/events/211848565620907 ), to oczywiście z rana popsuły się wszystkie możliwe samochody, dzieci zachorowały i ogólnie jedno wielkie zamieszanie.
No i jakże to rzadko bywa siedzę z rana w kuchni przy kawie i autentycznie się nudzę, bo jeszcze dwie godziny do wyjazdu ;)
Nie mam tego nikomu za złe, bo ostatecznie wolę wstać rano i jak najdłużej cieszyć się dniem i słońcem, które przecież akurat teraz tak ślicznie świeci i zjeść baaaaaardzo leniwe śniadanie.
Już nie mogę się doczekać chwil, gdy będę mogła je jeść na balkonie i ogólnie przenieść większość swojego domowego życia na balkon :D
Mam Wam też kilka spraw do przekazania, więc w sumie dobrze się składa, że siedzę i piję tę poranną kawę już od kilku godzin.
Wczoraj gotowałam na nasz dzisiejszy wyjazd gulasz meksykański albo pewną wariację na ten temat.
Wróciłam późno z dwóch wernisaży i grzańca o smaku prażonych orzechów ze znajomymi ( Stary Zaułku, kocham cię! ;)), spać nie miałam ochoty, więc średnio o północy zaczęłam gotować.
Miałam akurat w lodówce:
-500 g pieczarek
-1 czerwoną paprykę
-dwie garści świeżego szpinaku
-1,5 dużej cebuli
-5 marchewek
-pół słoika zielonych oliwek
-puszkę czerwonej fasoli
-puszkę kukurydzy
-pomidory w puszce
a oprócz tego
-około 1,5 szklanki zielonej soczewicy
-kilka kotletów sojowych
Kotlety sojowe namoczyłam i pokroiłam w kosteczkę. ( Chociaż teraz tak myślę, że to w sumie bez sensu, bo mogłam je równie dobrze pokruszyć i wrzucić do garnka - i tak by zmiękły podczas duszenia się warzyw. No ale kto jak woli. )
Marchewkę pokroiłam w paski i wrzuciłam do oddzielnego garnka, by się nieco pogotowała.
Resztę warzyw też pokroiłam w przeróżne kształty i wrzuciłam do wielkiego gara, by się dusiły.
Dodałam podgotowaną marchewkę ( może być razem z wodą, w której się gotowała), soczewicę, kotlety sojowe i zeszkloną wcześniej cebulkę.
Wszystko gotowałam... dusiłam... no, w każdym razie tak długo aż wyparowała większa część cieczy.
W tym czasie przyprawiłam solą, pieprzem ziołowym, bazylią, curry, chilli, chilli i cuminem...
Do tego ugotowałam jeszcze z kilogram kaszy gryczanej.
No i możemy jechać!:)
Z takich pozakulinarnych spraw ( choć nie do końca! ) to mam wielką przyjemność zaprezentować wam bloga mojego kolegi.
Co prawda dopiero raczkuje w blogosferze, ale znając jego zapał w organizacji Vegan Brunchów w Olsztynie oraz błysk w oku na myśl o wegańskim żarełku :) już teraz mogę wam powiedzieć, że zapowiada się pysznie!
No to proszę Państwa! oto kolejny w facet na liście wegańskich blogów kulinarnych!
Tratatata!! Fanfary!
Prezentuję VeganBestSelera !
http://veganbestseler.blogspot.com/
aaa no i gulasz oczywiście! tutaj jeszcze nie do końcu ugotowany, ale to zdjęcie idealnie pokazuje jak piękne i kolorowe może być wegańskie jedzenia, prawda? ;) |
Daggi! :) dzięki za relkamę! :D teraz czuję taką presję, że chyba na tydzień zamknę się w kuchni z garami i aparatem ;) gulasz wygląda mega smakowicie!
OdpowiedzUsuńLubię takie jednogarnkowe bogactwo barw i smaków! Wygląda bardzo apetycznie;)
OdpowiedzUsuń