Eiersalat, czyli z niemieckiego języka sałatka jajeczna jadana była u mnie w dzieciństwie po Wielkanocy, gdy po "wojnie na jajka" w koszyczku zostawał stos jajek z pobitymi skorupkami (do tej pory muszę grać z tatą w tę grę, choć jajojadem jest obecnie w rodzinie jedynie on sam :D). Stos pobitych jajek szybko przy pomocy majonezu i jakiejś zieleniny zamieniał się w sałatkę, którą spokojnie można było podawać do zwykłych obiadowych dań.
Eiersalat jest dla mnie niezaprzeczalnie w pierwszej dziesiątce moich ulubionych comfort foods.
Jednak już jako wegetarianka przestałam przepadać za jajkami, wiedziałam skąd pochodzą i choć nawet lubiłam ich smak, to na samą myśl o zjedzeniu ich robiło mi się niedobrze.
W końcu zupełnie zniknęły z mojego jadłospisu, zostałam weganką i uważam, że to była najlepsza rzecz jaką udało mi się zrobić w życiu! :)
Eiersalat też poszedł w zapomnienie, szczególnie, że mama jak się okazało nigdy nie przepadała za jajkami, a jakiś czas temu i tak poszła w ślady swoich córek, odrzuciła wszystkie produkty odzwierzęce i jest szczęśliwą pięćdziesięcioletnią weganką ♥♥♥
Smak sałatki jajecznej wrócił do mnie jak bumerang, przywołując miliard wspomnień z dzieciństwa, gdy zmęczona podróżą z Olsztyna do Berlina zaszłam do słynnego berlińskiego Goodies na Warschauerstraße. Nie zastanawiając się zbyt długo zamówiliśmy chai latte i "Bagel mit veganem Eiersalat".
Ooo pychota!
Smak był idealny, ale najbardziej zrobiła na mnie wrażenie konsystencja tej sałatki, która tutaj faktycznie robiła za pastę kanapkową ( i muszę przyznać, że taka forma jest najfajniejsza ;). Konsystencja zupełnie przypominała jajo - może to zabrzmi obrzydliwie, ale wyczuwalne były grudki, które do złudzenia przypomniały ugotowane białko, wyczuwalna była także specyficzna konsystencja żółtka.
I mimo tego, że wegańsko w Berlinie wszystko jest możliwe, to wychodząc z lokalu jeszcze raz sprawdziłam, czy kanapka na pewno była wegańska - oczywiście była.:)
Od września z panem Selerem wracaliśmy do smaku i niesamowitej konsystencji tej pasty, aż w końcu poszperałam tu i tam, przemyślałam to i tamto i... wyszła!
Najprawdziwszy Eiersalat!!! z tym, że milion razy lepsiejszy od tradycyjnego, bo wegański, etyczny, zdrowszy i lżejszy :)
Składniki na około 500g wegańskiego Eiersalat ( jeżeli chcecie mniej to podzielcie składniki):
- puszka cieciorki / lub odpowiednio dużo uprzednio namoczonej i ugotowanej suchej ciecierzycy
- około 100g ugotowanego makaronu - bez różnicy jaki, aby był w miarę gruby, ja miałam resztkę makaronu Farfalle
- niewielka cebulka
- około łyżeczki czarnej soli Kala Namak ( konieczna!)
- dwie łyżeczki musztardy
- kilka łyżek wegańskiego majonezu
- sól
- pieprz
- łyżeczka kurkumy
- jakaś zielenina, np. świeża posiekana pietruszka lub szczypior
Makaron gotujemy w osolonej wodzie aż będzie al dente. Ugotowany dajemy do jednej miski wraz z odsączoną cieciorką. Oba składniki miksujemy blenderem na masę, ale niezbyt mocno - mają zostać widoczne grudki makaronu. Cebulkę siekamy w bardzo drobną kostkę i wrzucamy do masy. Dodajemy kilka łyżek wegańskiego majonezu, musztardę. Przyprawiamy czarną solą Kala Namak i pieprzem. Dla zdrowia i koloru dodajemy łyżeczkę kurkumy.
Wszystko energicznie mieszamy łyżką.
Posypujemy zieleniną.
Gotowe!
Spożywamy prosto z miseczki zagryzając kawałkiem razowego chleba lub bezpośrednio na kanapce.
Bajecznie proste, a z pewnością jest to danie, które na stałe zagości na waszym roślinnym stole :)
Sabince dziękuję za piękny kubeczek :D |
Z ogłoszeń parafialnych: dziś w końcu powstał fanpejdż fejsbukowy Vegan Fairytale, więc jeżeli lubicie czytać moje wypociny, to zapraszam do lajkowania :D
www.facebook.com/veganfairytale
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz