Ale w weekend już ma być pięknie, a ja jadę odwiedzić siostrę w Warszawie, odremontować jej mieszkanie. Oby znalazł się czas na wypad do jakiejś vegan miejscówki, no chociaż na burgerka małego...:)
No dopsz... ale do rzeczy. Zapewne niektórzy z Was zauważyli, że raz na jakiś czas lubię wrzucać przepisy na zweganizowane tradycyjne potrawy, w tym nie tylko tych polskich, ale również niemieckich, bo tak jakoś blisko mi do tej kultury i w pracy na co dzień mam żywy kontakt z tym językiem.
Niemiecka kuchnia tradycyjna jest tłusta. Nie będę krzyczała, że tak nie jest - Niemcy uwielbiają kiełbę, fryty, dobre piwko.
Ja też, ale w wersji wegańskiej. ;)
W Berlinie mamy mnóstwo knajp wegańskich, które zaserwują nam słynne currywurst. Ja jednak od jakiegoś czasu odkrywam kuchnię południowych Niemiec, która z fast foodem nie ma nic wspólnego, bo z pewnością wymaga większego wkładu pracy niż usmażenie kiełbaski z keczupem. Jedno jednak się nie zmienia : z pewnością jest to kuchnia równie treściwa. Obfituje w produkty mączne, ziemniaki, nabiał... Nad jej faktorem zdrowotnym można więc śmiało polemizować, ale przecież nie zawsze musi o to tutaj chodzić. Szczególnie, że tutaj na vegan-fairytale weganizujemy co się da ;) Zweganizowana wersja każdej takiej, choćby najtłustszej potrawy, będzie w znacznym stopniu mniej obciążała organizm niż ta pierwotna.
Po Tyrolskiej zupie ziemniaczanej, która jest totalnie obłędna, przyszedł czas na bawarskie knedle z bułeczek, czyli tak zwane Semmelknödel - totalne zaprzeczenie mody na gluten free ;)
Składniki:
+ około 300g bułek z poprzedniego dnia ( u mnie wyszło około 8 mniejszych kajzerek). Mogą być grahamki - nie ma to najmniejszego znaczenia.
+ 250ml mleka roślinnego (ja użyłam sojowego)
+ 3 łyżki mąki sojowej ( konieczne!)
+ łyżeczka soli
+ szczypta gałki muszkatołowej
+ pół łyżeczki pieprzu czarnego
+ dwie łyżki oliwy/oleju ( ja użyłam konopnego, oliwa z oliwek również będzie supcio)
+ jedna średnia drobno poszatkowana cebula
+ garść świeżej pietruchy drobno pokrojonej
Cebulkę smażymy na złoty kolor.
Bułki kroimy w kosteczkę i wrzucamy do dużej michy,
Zalewamy mlekiem roślinnym, dodajemy mąkę sojową, gałkę muszkatołową, sól, pieprz i odstawiamy na 5 minut.
Po tym czasie dodajemy cebulkę, pietruszkę i ugniatamy na jednolitą masę. Odstawiamy na 15 minut.
W tym czasie doprowadzamy do wrzenia w garnku wodę ze sporą ilością soli i formujemy wilgotnymi dłońmi kuleczki.
Wilgotne dłonie są mega ważne!
Najlepiej miejcie pod ręką miseczkę z wodą i co chwilka zwilżajcie w niej ręce. Knedle mają mieć jak najgładszą powierzchnie i być zwarte.
Wrzącą wodę odstawiamy z ognia lub zmniejszamy ogień tak, by przestała ona wrzeć, ale była nadal gorąca. Wtedy wrzucamy do gara knedle i zakrywamy garnek pokrywą. Po 15 minutach wyciągamy knedle cedzakiem.
Jeżeli robicie to na dwie tury, to najlepiej przed drugim razem jeszcze raz doprowadzić wodę do wrzenia i znów odstawić lub zmniejszyć ogień - tak jak wyżej - by woda była maksymalnie gorąca, ale nie wrzała, w innym przypadku knedle pod wpływem bąbelków nam się zwyczajnie rozwalą.
Knedle podajemy z jakimś treściwym sosem, u mnie był to sos pieczarkowy. Wspaniały będzie także sos pieczeniowy, np. taki.
Tradycyjnie powinniśmy zjeść takie knedle z ziemniakami gotowanymi lub Bratkartoffeln, no ale żeby już tak nie szaleć, to u mnie pojawiły się w towarzystwie kaszy gryczanej.
****
Fajna propozycja. Muszę spróbować :)
OdpowiedzUsuńpychota :)
OdpowiedzUsuńPS. Zapraszam na urodzinowy konkurs! :)
Uwielbiam jak ktoś mówi albo pisze "kiełba" :D
OdpowiedzUsuńMe gusta, będą robione <3
OdpowiedzUsuńJak ja dawno knedli nie jadłam... wow. Twoje wyglądają bosko :-D
OdpowiedzUsuń