poniedziałek, 4 lutego 2013

Bratkartoffele

Tuż po obiedzie przeczytałam posta I can't believe it's vegan.
W mieszkaniu czuję jeszcze zapach tymianku...

...którym przyprawiłam ziemniaki.
tak, muszę się zgodzić. Coś jest z tą zimą, że podświadomie chwyta się za ziemniaki w każdej postaci.
Wraz z siostrą spędziłam tydzień w domu, nad Niegocinem, przy mamie.
Tak.
Stęsknionej mamie.
Stęsknionej za gotowaniem dla córek.
Stęsknionej za smakołykami od córek.
"Tych wegańskich fast foodów"
Mama zdecydowanie jest człowiekiem sałatek, owoców i ryżu.
Idealnym "materiałem" na raw vegan ;)

Sytuacja zmienia się, gdy córki wkroczą do domu.
I zaczynają się wieczory...w sumie to dni... obfitujące w wypasione obiady i (koniecznie!) coś słodkiego na wieczór. Jako dodatek do planszówek i leniwego oglądania filmów do późna w nocy.
Święto!
No bo jak to tak... oglądać i grać nie mając niczego pod ręką?!

Po tygodniu toczymy się już tylko i obiecujemy sobie tydzień surowizny.
Mama przerzuca się na tydzień na grejfruty, grejfruty i mango, a my wracamy do mieszkania i planujemy super lekką, orzeźwiającą surówkę na następny dzień.
Następnego dnia okazuje się, że ziemniaki już zaczęły kiełkować pod naszą nieobecność, jakieś pieczarki nieco zwiędłe walają się po lodówce.
Ni ma... trzeba to jakoś wykorzystać i to na szybko.
No ale właśnie... poza tym... luty to taki miesiąc, gdy tak  naprawdę nie ma nic świeżego.
Pozornie świeże, importowane z drugiego krańca świata i  tak więdnie po jednej nocy no i przecież i tak nie ma smaku.
Pozostają nam te polskie, wykopkowe ziemniaki, marchewki, pietruszki i inne, które na szczęście mają więcej wartości odżywczych niż nam się wydaje i naprawdę nie muszą być nudne!

Ale wracając do wykorzystania ziemniaków.
Powstały smażone ziemniaki, czyli z niemiecka: Bratkartoffeln.
Kolejne tradycyjne danie.
Proste, szybkie i jeżeli już coś robi to na pewno syci. Masakrycznie!
To jest jedno z tych dań typu "jedz, dziecko, jedz, by zimą było ci ciepło" ;)

...

Łapiemy kilka ziemniaków, obieramy, czyścimy i kroimy w plasterki - nie za grube, ale też nie za cieńkie ( bo wyjdą nam chipsy;)
Olej dobrze rozgrzewamy na patelni i wrzucamy plasterki.
Smażymy około 15 minut wciąż mieszając, tak by się ładnie przysmażyły z obu stron i nie były surowe.
W międzyczasie przyprawiamy szczyptą soli i tymiankiem.

Aby nie było zbyt jałowo, przygotowujemy sos pieczarkowo-musztardowy:

Pieczary kroimy w plastry i dusimy z wybranymi przyprawami.
Na koniec dolewamy 1/4 szklanki mleka sojowego i dwie łyżki musztardy ( dijon - najpyszniejsza!!:)
I mamy sos,

którym polewamy ziemniaki.

Ja jeszcze dopiekłam kilka tymiankowych grzanek z chleba razowego dla każdego.





Mamo, następnym razem będzie sałatka owocowa, aj promis! 




2 komentarze: