poniedziałek, 30 lipca 2012

Amerykany!

Deszczowa pogoda latem sprzyja oglądaniu zaległych filmów, słuchaniu zapomnianych piosenek i pieczeniu.
To dobry czas, odpoczynek od upałów, nawału turystów na mazurskich jeziorach. Jeden dzień, jeżeli zostanie dobrze wykorzystany, jednak zupełnie wystarczy, bo brakuje mi wtedy ciepłych wieczorów z piwkiem na cyplu, porannego widoku żaglówek na jeziorze, ba, nawet śpiewu szant, które serdecznie już mi się przesłuchały, a jednak są nieodłącznym elementem tego całego klimatu i choć śpiewać wcale ich nie muszę, tańczyć przy nich również nie, to miło jest jeżeli gdzieś tam w tle się pojawiają ;)
Skoro dzień odpoczynku od Mazur na Mazurach, to i danie zupełnie niemazurskie ( i bardzo dobrze - biorąc pod uwagę, że króluje tu na talerzach ryba).
Oglądając czarno-białe filmy i odkopując płytę The Puppini Sisters przypomniały mi się ciastka zwane amerykanami, które jadłam często jako dziecko w Niemczech.
Musiałam zrobić ich wegańską wersję!
Pyszne, słodkie i sycące.

Łapcie soundtrack i do dzieła!


Składniki na około 18 amerykanów:

-500g mąki
-200ml oleju
-200g cukru
-1 paczka cukru waniliowego
-1 paczka proszku budyniowego waniliowego
-3 łyżki mleka sojowego
-3 łyżeczki proszku do pieczenia

Lukier:

-200g cukru pudru
-4 łyżki wody
- 2 łyżki kakaa

Mieszamy ze sobą mąkę, proszek do pieczenia, olej, cukier waniliowy, cukier. W oddzielnym naczyniu mieszamy ze sobą proszek budyniowy z sojmlekiem, po czym powoli dodajemy do reszty składników.
Ugniatamy ciasto, takie, by nie lepiło się zbytnio do łapek - jeżeli będzie się za bardzo kruszyło dodajemy nieco mleka sojowego lub oleju.
Formujemy w średniej wielkości placki - niezbyt płaskie, ale też nieco bardzie niż te co widać na zdjęciu ;)
W dużych odstępach układamy na blasze i wrzucamy do rozgrzanego do 180stopniu piekarnika na około 20 minut.
Odstawiamy do całkowitego ostygnięcia, przygotowujemy lukier i nakładamy go na ciastka. Gdy lukier na ostygnie ( można  spokojnie wrzucić do lodówki to będzie szybciej, szczególnie teraz latem) wrzucamy do ust i jemy popijając gorzką kawusią. :)
















Dostaliśmy także od sąsiada kilka dobrych kilogramów papierówek. Może ktoś z was ma jakieś ciekawe przepisy?
Póki co wrzucam do śniadaniowego musli, a na szarlotkę jakoś średnio mam ochotę...









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz